Ładna jazda w Tour de Silesia

Na 3. edycji ultramaratonu górskiego Tour de Silesia Pelaton Aqulla Wadowice reprezentowało pięciu zawodników.
Z najdłuższym dystansem „classic” 515 km i 7,3 km w pionie zmierzyli się: Paweł Mamcarczyk, Bogusław Porzuczek i Artur Byrski.
Dystans „Mini” 330 km i 4,7 km w pionie wybrał Janusz Cepcer. Na najkrótszym dystansie „Family” 100 km debiutował w tych zawodach
Andrzej Piątkowski.
Jak zgodnie twierdzą wszyscy zawodnicy startujący na dystansach ultra (515/330 km) profil trasy był bardzo trudny,
poprowadzony przez górzyste tereny trzech krajów: Polski, Czech i Słowacji.
Już po przejechaniu pierwszych niespełna sześćdziesięciu km mogliśmy tego doświadczyć, czyli wyjazd na czeską ścianę płaczu
o nazwie Łysa Góra (Lysá Hora). Dalej też nie było łatwo, zjazd, objazd Łysej i 15 km podjazd na graniczną przełęcz słowacko-czeską.
Znów zjazd i kolejna przełęcz, ale już taka o neutralnym nachyleniu. Widoki ciągle bajeczne, a pogoda jak dla rowerzystów
wymarzona, temperatura około 20 stopni, lekki wiatr i niemal bezchmurne niebo. Dalej hop w dół, trochę odpoczynku i hop do góry przez 10 km,
na ostatnią po czeskie stronie przełęcz Pustevny. Tam znajdował się pierwszy punkt żywieniowy. Chwila na odpoczynek i sympatyczny
zjazd w dół drogą z zakazem jazdy dla samochodów, ale za to dużą ilością pieszych. Potem już tylko przez lokalne hopki i jakieś płaskie odcinki prosto do Polski.
Najpierw przez Rydułtowy – tam leży największa w Europie hołda o imieniu Szarlota. Potem do Rybnika, gdzie był zlokalizowany drugi punkt żywieniowy.
Tutaj niestety swoją przygodę z maratonem zakończył nasz mistrz i zeszłoroczny triumfator Tour de Silesia Paweł Mamcarczyk. Paweł przez cały czeski odcinek jechał
w ścisłej czołówce wychodząc przez jakiś czas nawet na prowadzenie, jednak kontuzja wykluczyła go z dalszej rywalizacji i zakończył swój udział na 300-setnym km
trasy. Reszta kontynuowała ten morderczy maraton. W Rybniku trasy się rozdzieliły. „Mini” skręcała w kierunku mety czyli do Godowa, a „Classic” prowadziła prosto do
„stolicy” Beskidu Śląskiego. Od Bielska zaczęła się kolejna drabina podjazdów: Przegibek, Rychwałd, Juszczyn, licznik przewyższeń rósł coraz bardziej. W Węgierskiej
Górce zlokalizowany był ostatni punkt żywieniowy niespełna 100 km przed metą. Można by było pomyśleć „jeszcze tylko stówa”, ale organizatorzy by nie byli
sobą, gdyby nie dołożyli na końcu jeszcze kilku podjazdów: Przełęcz Zwardońska, Laliki, Przełęcz Koniakowska to tylko te bardziej znane. Od Wisły już do samej mety
w miarę łagodnie po lokalnych hopkach Śląska Cieszyńskiego. Tyle w obszernym skrócie, kto był wie jaki to ciężki maraton, kto nie może spróbować swych sił za rok. Kolejny etap przygotowań naszych ‚ultrasów’ do imprezy sezonu jaką jest Paris – Brest – Paris zakończony. Teraz czas na … kolejny Ultramaraton 😉
Trochę statystyki i nasze wyniki:
Dystans 515 km ukończyło 79 na 128 startujących,
Dystans 330 km ukończyło 131 na 176 startujących.
Bogusław Porzuczek 515 km, 22 h i 01 min. tj. 8. czas w jeździe solo a 9. w klasyfikacji generalnej
Artur Byrski 515 km, 26 h i 50 min. tj. 11. czas w jeździe solo a 32. w klasyfikacji generalnej
Janusz Cepcer 330 km, 23 h i 01 min. tj. 3. czas w jeździe solo a 117. w klasyfikacji generalnej

Dodaj komentarz